„Narzuta Hani” albo „Wielka improwizacja”


 

Jakieś trzy lata temu obiecałam Hani narzutę na koję do łódki. Hania pływa z Wojtkiem; razem mają dużą żaglówkę (prawie 8 m długości), w której można mieszkać. Jest tam i kuchnia, i łazienka. Niby duża łódka a jednak ciasnawo…
Hania dba o to, żeby w czasie urlopu niczego im nie zabrakło. Jest sercem i duszą rodzinnej atmosfery. Gdzie człowiek nie zajrzy to ubrania na zmianę, ręczniki i jedzenie, i inne rzeczy które mogą być absolutnie niezbędne w domu. Wojtek, to złota rączka. Jest w stanie wybudować działający tartak na biegunie (gdyby tam dopłynął)! Jak już się zapewne domyślacie, gołymi rękami tego by nie zbudował. Tak więc, każda przestrzeń, której nie zdążyła zająć Hania, jest zajęta przez Wojtka i jego narzędzia oraz inne „absolutnie potrzebne rzeczy”.
Cały wstęp jest tylko po to, żeby wyjaśnić Wam, dlaczego Hania nie może (jak inne „normalne” kobiety) chować pościeli w schowku pod koją. Bo jest taki schowek!
Raz miałam okazję tam zajrzeć… Jedno jest pewne – pościel tam się nie zmieści.
A teraz odwołanie do Waszej wyobraźni (te, które pływają żaglówkami, mają łatwiej); koja dziobowa jest mniej więcej w kształcie trójkąta. Do snu poduchy można ułożyć ze trzy lub cztery, ale nogami ludzie się zaczepiają…
Skoro Wojtek zajął schowek, to pościel leży na koi. Hania zakrywa ją w ciągu dnia kocem, ale wtedy tworzy się GÓRA kołder i koców w samym dzióbku łódki. Nie jest to ani wygodne ani specjalnie ozdobne.
Obiecałam quilt specjalnie na tę koję, ale najpierw postanowiłam poszukać inspiracji. Coś kojarzącego się z wodą i żaglami, jednak nie nachalne. Kształt jest uwarunkowany odgórnie. Obejrzałam chyba tysiące quiltów. I wiecie co, w całym pintereście nie znalazłam żadnego w kształcie trójkąta. Czy to ja nie umiem szukać? Ale co mi tam, mogę zaprojektować coś po swojemu. Tak mi się wydawało. Utknęłam. I trwałam w tym utknięciu aż do obecnych wakacji.
Wiedziałam, ze chcę mieć w środku różę wiatrów – to był mój punkt wyjścia. Jej wielkość została ograniczona wielkością ksero w pracy. Czy któraś z Was korzystała kiedyś z wydruków wielkoformatowych z plotera? Ja na to wpadłam już po fakcie... W każdym razie róża została uszyta i musiałam ją wmontować w tło w kształcie trójkąta. I tu się zaczyna horror!

Moje pierwsze paper piecing



Róża miała jakąś wielkość, natomiast materiału na tło był tylko jeden prostokątny kawałek i zrób z tego trójkąt. W szkole byłam niezła z matematyki, ale to było... Nie powiem Wam kiedy. Poza tym to była matematyka teoretyczna, nie użytkowa!
Na szczęście mam w domu Pomocnicę i oddelegowałam ją do wyliczeń.

Róża jeszcze na papierze

W końcu udało się nam określić jak należy przeciąć prostokąt, żeby wyszedł żądany trójkąt; pierwsze cięcie... I, o do licha! Ciachnęłam za daleko... Pomocnica nabrała powietrza w sposób sugerujący „to pozamiatane, nie gadaj ze mną, i w ogóle coś ty narobiła?!” Nie ukrywam, że i mnie zrobiło się duszno. Na szczęście okazało się, że mam 5 cm materiału w zapasie i uda się wyciąć trójkąt tak jak trzeba.

Oryginalny wzór sugerował zszycie ćwiartek w kwadrat, ja chciałam zminimalizować liczbę szwów w tym elemencie i dlatego wszywałam półkola

„Droga Pomoco, czy możesz policzyć jakiej wielkości mają być trójkąty na ramkę wokół środkowego trójkąta?”. Pewnie, że mogła, ale chyba nie wzięła pod uwagę, że od momentu wstępnego projektu nastąpiła zmiana wielkości róży wiatrów – wiecie to ksero w pracy. Poszłam na całość i powiększyłam wzór maksymalnie.
Policzyła, podała mi wielkość trójkątów, ja je wycięłam, zszyłam. I co? Nijak nie pasowały do środkowego trójkąta. Nie chcąc zmarnować tylu trójkątów, a nie mogąc już powiększyć środka (za mało materiału), przycięłam go.



Kolejna ramka miała nieco uspokoić ten trójkątny wariacki styl. Poza tym chciałam pokazać urodę materiału w żaglówki. Cięłam z szerokości materiału, jakoś nie chciałam szwów na tym pasku i w związku z tym nie udało mi się osiągnąć ładnych rogów. Po długich i „gorących” dyskusjach z Pomocą doszyłam na rogach trójkąty. Szczerze mówiąc, nie obraziłabym się, gdyby były mniejsze. Ale rwać włosów z głowy nie będę, bo już przy ramce z trójkątów, po wielkiej frustracji i wewnętrznych wrzaskach nazwalam ten quilt „Wielką improwizacją” i poszłam na żywioł.
Żaglówki są bardzo ładne, ale gdzieś mi zaczął „uciekać” trójkąt. W związku z tym kolejny rządek został powtórzony z trójkątów.
Ostatni nie był wcale najłatwiejszy. Wycięłam paski, zszyłam je tak, by wzór tworzył ciągłość. I niestety, nie pomyślałam, że mogę je ładnie zszyć, żeby się zeszły wzorem na rogach!!! Tak, to ja – miewam dobre pomysły, niestety czasem już po fakcie...
Dzięki temu miałam możliwość poćwiczyć cierpliwość (a to podobno zaleta) i po kilka razy powszywać diabelne romby, które jakoś nie były w nastroju do współpracy. Koniec końców ja wygrałam! Romby są na swoim miejscu. Trójkąt jest równoboczny a długość jednego boku to ok. 2,5 metra. Jak widzicie mój pokój nie ma 2,5 metra szerokości. Jestem sfrustrowaną mieszkanką M4 w bloku. To znowu prowadzi do kolejnego problemu. Gdzie ja go zmontuję? Warto by to zrobić na dużej podłodze.

Skończony top

I tu pojawia się Marysia!
Marysia mieszka w małym domku, ale z dostatecznie dużą podłogą w salonie i jest osobą niezmiernie gościnną, i ogólnie super fajną. Chętnie udostępniła podłogę. Jej syn do pomocy udostępnił się sam :)


Damian mnie zachwycił! Naprawdę chciał spinać.

Kolejnym krokiem jest pikowanie. Na domowej maszynie, w małym mieszkaniu, ale teraz po wszystkich matematycznych niepowodzeniach, improwizacjach w doborze materiałów i „projektowaniu” wzoru, samo pikowanie to „pikuś”.



Szczerze mówiąc, do paska z żaglówkami – potem cała ta materia zaczęła mi mocno ciążyć. No nie mam wielgachnego blatu, na którym mogłabym spokojnie pikować! Póki pikowałam środek, to całość była w jakiej takiej równowadze. Ale przy brzegu, ta druga część bardzo aktywnie ulegała prawu ciążenia (z fizyki nie byłam dobra). Walka z prawami fizyki zajęła mi trzy wieczory. Lamówka to już przyjemność. Jednak największą przyjemnością będzie mina Hani!



Uzupełnienie:
Hania bardzo się ucieszyła z prezentu. Ku mojej radości dojrzałam nawet błysk w oku Wojtka. Dla mnie dodatkową radością były zdjęcia z miejsca docelowego. Niech im dobrze służy!

 



PS. Czy podjęłabym się tego po raz drugi? Jak najbardziej. Teraz już jestem mądrzejsza i chyba byłoby łatwiej.

PS2. Z tego miejsca wzięłam wzór róży wiatrów http://trilliumdesign.blogspot.com/2012/10/kaleidoscope-mariners-block.html

Komentarze

  1. BOSKI! Fantastyczny! Podoba mi się w nim wszystko :-D Łącznie z super kształtem (świetnie to wymysliłaś). Jak jeszcze wrzucisz fotkę na miejscu przeznaczenia to będzie wisienka (ja to widzę już oczami wyobraźni) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. Na razie Hania jeszcze go nie otrzymała, bo jest poza domem. Sama bardzo chcę zobaczyć quilt w łódce. Będę aktualizować post.

      Usuń
  2. Super to wymyśliłaś no i wykonałaś. Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra!!! To jest dopiero quilt na miarę naszych czasów i potrzeb :D Gratuluję wykonania- było wyzwanie, wyszło fantastycznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaaał! Narzuta jest oszałamiająca! I faktycznie - nigdzie wcześniej takiej nie widziałam, choć przeglądam internet od kilku lat. ;-) Poproszę jeszcze o zdjęcia "z pokładu".! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zobaczyłam zdjęcie pomyślałam, że szyjesz coś na Tall Ship Races 2017 :) Bo to przecież za kilka dni wielkie żaglowce przypłyną do Szczecina. A tu proszę! Narzuta "żagiel". Dla Ciebie Beato, brawo za pomysł, za cierpliwość i wielkie brawa dla "Drogiej Pomocy" oraz Damiana :) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Brawa przekazane :)

      Usuń
  6. Świetny pomysł i mistrzowskie wykonanie. Ja raz próbowałam zmierzyć się z trójkątami - wyszło "średnio" - stąd mój jeszcze większy szacunek.
    Pozdrawiam i czekam na zdjęcia z docelowego wnętrza
    Ahoj Kamila

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny quilt no i opis wykonania czyta się jak kryminał ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod wrażeniem! Piękny quilt, wykonanie. Jako żeglującą quilterka zbieram zęby z podłogi. Uwielbiam takie marynistyczne klimaty i zazdroszczę właścicielom. Mają cacuszko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako Żeglująca Quilterka możesz to potraktować jako wyzwanie i stworzyć coś dla siebie :) Już jestem ciekawa jak to będzie wyglądać! W razie czego nie zapomnij się pochwalić wklejając mi linka.

      Usuń
  9. Tak jak napisałam w moim blogu o Twoim arcydziele: oczu nie można oderwać bo jet tak piękny, przyjemny, misternie zrobiony. Brawo, życzę natchnienia i pomysłów. Jestem fanem Twojej twórczości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz